Pokój 25 zdawał się być pusty. Jakież było moje zdziwienie, gdy w rogu nieco spróchniałej już okiennicy znalazłam piękną, kolorową istotę. Pewnie tak jak ja, chciał pozwiedzać, wchłonąć ducha opuszczonego gmachu. Niestety gmach go chwycił w garść i nie chciał wypuścić. Może nie spodziewał się wybawiciela i przed swymi małymi oczami rysował się obraz powolnego odejścia i pogodzenia z przegranym losem. 

Nagle pojawiłam się ja. W pokoju numer 25. Pozwoliłam mu się delikatnie wspiąć na palce, oswoić i wypuścić na wolność. Jego piękne skrzydła tańczyły w blasku promieni słonecznych, a ja poczułam w sercu miłe ciepło.

    Pokój numer 25 nie był jedyny. Było ich więcej. Zamykając oczy można sobie tylko wyobrazić co się tu kiedyś działo? Dlaczego nikt nie poskładał pościeli? Dlaczego nikt nie zamknął lodówki?

***





























Brak komentarzy